Tajemnicze zabójstwo, zazdrość i lakier do włosów. Te trzy składniki idealnie obrazują istotę filmu „Medusa Deluxe” w reżyserii Thomasa Hardimana.
Mroczna scena zbrodni popełnionej na konkursie fryzjerskim, co swoją drogą już brzmi absurdalnie. Gdzie niepewność i strach przeplatają się z ironicznym i czarnym humorem Brytyjczyków, wciągają widza i przez cały seans nie pozwalają mu się oderwać.
Film pokazuje historię zabójstwa jednego z fryzjerów biorących udział w konkursie, gdzie każdy jest podejrzany, ale prawdziwy morderca jest na wyciągnięcie ręki. Rozpoczyna się on monologiem jednej z bohaterek- Cleve (Clare Perkins), w tej scenie praktycznie sama kieruje na siebie podejrzenia, pałając widoczną niechęcią do zmarłego kolegi po fachu.
Ale to nie koniec podejrzanych. Im głębiej wchodzimy w relacje między uczestnikami i fryzjerami, a nawet organizatorem, tym historia bardziej się komplikuje. Plotki w tym miejscu rozchodzą się jak świeże bułeczki, ktoś komuś jest winny pieniądze, u innych w grę wchodzi przekupstwo, a kolejni po prostu pałają czystą niechęcią do rywala. W całym filmie wyraźnie widoczny jest kult włosów, gdzie niektórzy, wręcz obsesyjnie się nimi interesują. Ale co się stanie priorytetem, kiedy w grę wchodzi wygrana w konkursie i strach o własne życie?
Kreacja wszystkich postaci była bezbłędna, stworzenie takiej osoby jak na przykład Angel (Luke Pasqualino), której zarazem współczujemy utraty ukochanego, ale nie możemy również powstrzymać śmiechu widząc jej maniery, mimikę i oczywiście słysząc dialogi.
Film jest nakręcony w mrocznym nastroju, na dodatek muzyka w kluczowych momentach sprawia, że obserwatorowi włos się jeży na głowie. Całość jest tak doskonale przemyślana tak, że widz, może i wyjdzie z głową pełną refleksji, ale będzie usatysfakcjonowany budową fabuły, postaci i narracji.
Aleksandra Gąsior