By oddać za coś życie, trzeba naprawdę w to uwierzyć. A co się dzieje, gdy śmierć nie jest kwestią wyboru, a wynikiem możliwego do uniknięcia wypadku? Z tym pytaniem mierzą się widzowie „For My Country” Rachida Hami, śledząc wyjątkową opowieść nie tylko o zderzeniu z bezlitosnym systemem, ale i o rodzinnych relacjach, które rzadko bywają łatwe.
Pochodzący z Algierii Aïssa (w tej roli Shaïn Boumedine), po ukończeniu studiów, wstępuje do prestiżowej francuskiej szkoły wojskowej. Jest dumny ze swego wyboru i gotowy zginąć za swój kraj, jeśli tylko w ten sposób może przyczynić się do zmiany świata na lepsze. Niestety jego ambitne plany nigdy nie staną się rzeczywistością – młody mężczyzna ginie podczas brutalnej inicjacji, jaką przygotowali dla rekrutów ich poprzednicy. Rodzinie Aïssy cała sytuacja zostaje przedstawiona jako tragiczny wypadek, co jednak wydaje się tylko częścią prawdy.
Ismaël (Karim Leklou), starszy brat Aïssy rozpoczyna walkę o uhonorowanie zmarłego, towarzysząc matce podczas przygotowań do pochówku. Oboje życzą sobie wojskowego pogrzebu, na co nie zgadzają się oficerowie Armii, proponując w zamian znacznie skromniejszą uroczystość. Zarówno matka Aïssy, jak i Ismaël nie zamierzają jednak się na to zgodzić, wiedząc że to zdecydowanie za mało, by oddać sprawiedliwość młodemu człowiekowi tak dumnemu z powodu przynależności do armii. Niekończące się negocjacje przeplatają się z wizytami przy ciele Aïssy, którego postępujący rozkład zdaje się przypominać o bezcelowości wszystkich wysiłków. Intymność pożegnania ze zmarłym jest nieustannie zakłócana.
Choć obrazy rozpaczliwej walki o godność syna i brata wysuwają się w filmie Rachida Hami na pierwszy plan, to jego niewątpliwą siłą pozostają retrospekcje. To dzięki nim reżyser buduje kompleksowe charaktery i wprowadza widza w rzeczywistość pełną zjawisk, jakie trudno poddać jednoznacznej ocenie. Dramatyczna historia rodziny, zilustrowana obrazami z dzieciństwa chłopców dorastających w niebezpiecznych okolicznościach, przeplata się ze wspomnieniem spotkania dorosłych już braci w dalekim Tajpej. Nie ulega wątpliwości, że Ismaël, którego oczyma patrzymy na filmowy świat, czuje się odpowiedzialny za swojego młodszego brata, a jednocześnie nie jest w stanie go zrozumieć. Każda kolejna scena przynosi nowe nieporozumienia i odkrywa prawdy trudne do zaakceptowania, pokazując pełną napięć relację braci o skrajnie różnych charakterach, którzy mimo wszystko pozostają sobie bliscy.
„For My Country” to także film o podejmowaniu decyzji. Tych najważniejszych, które wymagają czasu i zastanowienia, a muszą być podjęte tu i teraz, bez zważania na dramatyczne okoliczności. Długo nie dają bohaterom spokoju i wystawiają rodzinę na próbę, tym trudniejszą, że ich osobista tragedia obnaża uprzedzenia i stereotypy nękające całe społeczeństwo. Pełne opanowania zachowanie oficerów kontrastuje z emocjami rodziny – na szczególne uznanie zasługuje Lubna Azabal, która znakomicie wcieliła się w rolę matki zmuszonej organizować pogrzeb własnemu dziecku. Konfrontacja walczącej o wspólny cel, choć wewnętrznie podzielonej, rodziny z fasadą odpowiedzialnego za śmierć Aïssy systemu kwestionuje zasadność jego istnienia w tak zdehumanizowanej formie. Próby odsuwania odpowiedzialności pokazują fałsz wartości, dla których młody człowiek był gotów na najwyższe poświęcenie.
Film Rachida Hami podejmuje niezwykle trudne tematy, odwołując się do osobistych doświadczeń reżysera. Mimo to nie ma w nim nadmiernego patosu, a niezwykły język obrazów pokazuje całą gamę emocji – od wściekłości, przez strach, aż po euforię wynikającą z wzajemnej bliskości członków rodziny. Wyjątkowe kadry, skupione często na spojrzeniach bohaterów, wydobywają na powierzchnię toczone przez nich wewnętrzne walki, czyniąc całość niezwykle poruszającą. „For My Country” nie pozostawia widza obojętnym – osadzone w konkretnym, współczesnym kontekście, może być odczytywane uniwersalnie i skłaniać do pytań o to, jak można mierzyć się ze stratą i czy istnieje jakiekolwiek adekwatne zadośćuczynienie za śmierć.
Gabriela Mynarska