Tak. Georgie ma się dobrze. – „The Scrapper” recenzja. 

Tegoroczne szlaki estetycznego i przepełnionego empatią kina brytyjskiego przetarł już „Aftersun” (link do recenzji). Jednak film Charlotte Wells obsadzony był w klimacie „zewnętrznym”. W debiucie reżyserskim Charlotte Regan dostajemy obraz Wielkiej Brytanii prosto z jej ulic i traumatycznych domów. „Scrapper”, albo pod jakim tytułem funkcjonuje ten film w Polsce – „Georgie ma się dobrze”, to film o arcytrudnej sytuacji życiowej młodej dziewczyny i jej relacji z nowopoznanym ojcem. 

Dwunastoletnia Georgie (genialnie zagrana przez debiutującą na ekranie Lolę Campbell) przedstawiana jest nam na chwilę po śmierci swojej matki. Jako że Georgie była wychowywana samotnie tylko przez nią to z dnia na dzień musiała zacząć radzić sobie sama. O tym jak skutecznie jej to wychodzi dowiadujemy się w pierwszym akcie filmu. Mieszkając samotnie w swoim domu rodzinnym traktuje codzienność jako walkę o przetrwanie. Jej źródłem utrzymania jest tytułowy „scrapping”, który wiążę się z kradzieżą rowerów i sprzedażą ich lokalnym „dilerom”. W niezwykle kreatywny sposób udaje przed przedstawicielami szkoły i opieki społecznej, że mieszka ze swoim „wujkiem”, który w rzeczywistości nie istnieje.  

Pseudo-stabilne życie młodej Georgie wywraca się do góry nogami, gdy w jej codzienną rutynę wkracza jej biologiczny ojciec. Człowiek, o którego istnieniu słyszała tylko od matki i bez którego, jej zdaniem, radziła sobie świetnie. W roli powracającego ojca – Jasona doskonale odnalazł się Harris Dickinson, który w każdej scenie hipnotyzuje swoim brytyjskim charakterem.  Wraz z Lolą Campbell tworzą komplementarny duet, który bez cienia wątpliwości jest siłą napędową całego filmu. Poza nimi pojawiają się różni bohaterowie „trzecioplanowi”, jednak ich obecność wydaje się całkowicie zbyteczna. 

Jason wpraszając się do domu i życia Georgie pomaga momentami bardziej sobie niż małej dziewczynce, a jego mistyczna przeszłość i brak jakichkolwiek informacji o nim, daje mu swobodę w manipulowaniu córką.  Cała historia jest bardzo szorstkim obrazem, podskórnie wpajającym się w uczucia widza. Równowagę dla emocji, które niewątpliwie wywołuje film, otrzymujemy w warstwie audiowizualnej. Część scen jest karykaturalna, momentami wręcz absurdalna i zahaczająca o granice komedii, fantazji i defiguracji. Niektóre ze scen, w których główny duet występuje razem są całkowicie bezcelowe i wydawałoby się improwizowane. Z bardzo dużym „luzem” reżyser filmu porusza się po swoim dziele, mimo tego utrzymując konwencje i ramy, które sama sobie wyznaczyła. 

Mimo trudnej tematyki, naiwnie-karykaturalnych postaci drugo i trzecio planowanych, nie da się nie odnieść wrażenia, że film Charlotte Regan taki po prostu miał być i dorzuca do nowego kina brytyjskiego bardzo ciekawą wizję. Niełatwe tematy, łagodzone są przez ciepłość więzi głównych bohaterów, a momentami bagatelizowane są przez abstrakcyjną konwencję filmu. Charlotte Regan to dobrze zapowiadającą się reżyserka, która być może stanie się czołową postacią estetycznego, nowego kina brytyjskiego. 
Marcin Telega

Zezwól na powiadomienia OK Nie, dziękuję