Sojusz chłopsko-rewolucyjny pod pożogą biało-czerwoną | recenzja „Kosa”

„Asterix i Obelix: Misja Kleopatra”. Robotnicy budują przyrzeczony Cezarowi pałac, kiedy przed ich tłumem staje Marnypopis – podburza ich, krzyczy o wyzysku, a oni go słuchają. Przerywają prace. Roboty nad filmem o Kościuszce, gdzie jak w produkcji międzywojennej stanie na krakowskim rynku, solennie przysięgnie Bogu przed Narodem i ruszy jako wódz na czele insurekcji – też stanęły w głuchym polu. Magicznego napoju w polskim kociołku nie starczyło, więc scenarzysta Michał Zieliński z reżyserem Pawłem Maśloną zasiedli do węgierskiego klareta, a gdy jego słodycz im już zmierzła, przeszli do swojsko palącej w przełyku okowity.

W takich okolicznościach narodzin dziwić nikogo nie powinno, że „Kos” wyswawolił się na nadspodziewanie dobrą mieszankę neowyspiańskiego „Wesela”, dramatu historycznego i tarantinowskiego westernu. Wróćmy jednak do akcji filmu.

Jest rok 1794 – insurekcja jeszcze nie wybuchła. Z wielkiej Rzeczypospolitej na mapie ostał się jedynie ogryzek – żeby przetrwało cokolwiek, potrzebne są zdecydowane działania. Tadeusz Kościuszko potajemnie przybywa do Polski dokonać przeglądu skromnych sił konspiracyjnych. To nie jest jeszcze ten generał, lecz tylko i aż zbieg, konspirator, rewolucjonista. Jacek Braciak udanie odmalowuje portret wrażliwego i odważnego naczelnika, choć ten zostaje tu sprowadzony do postaci drugoplanowej niczym introwertyk na rodzinnym weselu. Aż krzyknąć mu się chce, że umieszczając go w tytule: Towarzyszu Kościuszko, wyzyskują Was!

Na szczęście mozaika pozostałych bohaterów jest wystarczająco bogata. Przyszły naczelnik zatrzymuje się u dawnej ukochanej, Marii, która charakterologicznie gdzieś balansuje między romantyczną matką-Polką a westernową kobietą wyzwoloną, jednak wypada ona w wykonaniu Agnieszki Grochowskiej raczej nijako. Lepiej radzi sobie Bartosz Bielenia w dość fizycznej jak na niego roli Ignacego Sikory, chłopskiego zbiega i szlacheckiego bękarta zarazem. Stanisław, jego fircykowaty, prawowity brat to z kolei dowód, że można pisać postacie okrutne, złe i zmanierowane, które są na tyle kompetentne oraz sprytne, by wzbudzać emocje mieszane, w czym zasługa fenomenalnego Piotra Packa.

Trzeci plan również nie odstaje poziomem, przewija się w nim Andrzej Seweryn jako sarmata prawie zdjęty z barokowych portretów trumiennych, jego żona (Maria Szczepkowska), a swoje epizody zaliczają Michał Czarnecki (lepszy) i Łukasz Simlat (gorszy). Nie da się też nie wspomnieć o Domingo, czarnoskórym adiutancie Kościuszki, ten wprowadza do produkcji dużo humoru i luzu.

To jednak rosyjski rotmistrz Dunin (Robert Więckiewicz) wprawia fabularne tryby w ruch, postanawiając zatrzymać się w domu Marii akurat wtedy, gdy nocują u niej Ignac i Kościuszko z adiutantem. Rotmistrz chce dopaść polskiego generała, ale nie wie, że on to on. Stanisław chce powstrzymać brata przed wytoczeniem procesu spadkowego, ale nie może go pojmać przy Kościuszce. Wszyscy siadają razem do kolacji. Mamy pat.

Wywiązuje się z tego napięta gra pozorów. Ta przypominać do bólu może tę z „Nienawistnej ósemki”, prowokacje i manieryzmy Dunina przywołują za to w kościach ten sam dreszcz, co złowieszcze spojrzenia Hansa Landy czy “wielkopańskie” uśmiechy Calvina Candiego. Dialogi i poziom operowania napięciem stoją jednak na niższym poziomie niż u amerykańskiego reżysera, choć ten u Maślony nadal jest całkiem dobry. Da się też dostrzec wywołanego wcześniej ducha Wyspiańskiego – właściwy konflikt nie toczy się tu bowiem między Polakami a Rosjanami, ale chłopstwem i szlachtą oraz ich społecznymi resentymentami.

Widmo wojny polsko-polskiej znacząco wybrzmiewa w morale filmu. Niuanse społeczne oraz klasowe są tu jednak przedstawiane z gracją pijanego jegra – Maślona nie czuje tu chęci, by fikcją naprawiać historię jak Quentin Tarantino przy „Dawno temu w Hollywood”, ale bardziej, by przed nią przestrzegać. Zieliński wzorem Michała Leszczyńskiego, a ten wzorem Howarda Zinna, przeszczepia amerykańską narrację niewolniczą na polską kwestię chłopską. Maślona dorzuca do tego jeszcze estetykę rodem z amerykańskiego Południa w „Django”. Mamy więc biczowanie, gonienie z psami i stroje barwnie przaśne niczym błękitny frak, jaki sobie dobierał filmowy Django. Estetyczna poezja, historyczna herezja.

Cięte riposty muszą jednak w pewnym momencie ustać, w obrót pójdą szable, czarny proch w pistoletach skałkowych zapłonie. Strzelaniny zasnują obraz dymem i klaustrofobią ich ujęć, a każdy wystrzał głośnym hukiem niósł się będzie po naszych bębenkach. Walki na miecze są zwarte i dynamiczne, znajdzie się miejsce na nawiązania do „Potopu” oraz chwile dobrze rozumianego patosu. A chłopi? Mają pięści, kosy na sztorc, no i sznur. Ostateczny werdykt? Takiego filmu Polska, szczerze nie widziała. Idźcie więc, będziecie dobrze się bawić na seansie. Tylko nie bierzcie tego zbyt poważnie.

„Kos” w reżyserii Pawła Maślonę bierze udział w Konkursie Polskich Filmów Fabularnych Mastercard OFF CAMERA 2024.

  • 26/04/2024 20:30 – Kino Agrafka
  • 29/04/2024 13:15 – Kino Pod Baranami – Sala Czerwona
  • 03/05/2024 20:30 – Kino Pod Baranami – Sala Czerwona, pokaz Q&A – Mastercard Special Screening

 

Przemysław Gładkojć

 

Skip to content
Zezwól na powiadomienia OK Nie, dziękuję