W polskim kinie brakowało kobiecego filmu drogi, którego bohaterki mają tak ciekawe osobowości i charaktery jak w „Rzeczach niezbędnych”. Jedna – zrobi wszystko, by nie być ponownie ofiarą, druga – zrobi wszystko dla ciekawej historii, a trzecia – zapłaci każdą cenę za milczenie.
Podstawą scenariusza, którego autorkami są Kamila Tarabura i Katarzyna Warnke jest książka „Mokradełko” Katarzyny Surmiak-Domańskiej. Książkowa Halszka, a filmowa Roksana, była wykorzystywana jako dziecko przez swojego ojca. Po latach dociera do niej, co się stało, a by poradzić sobie z traumą wydaje autobiograficzną książkę pod pseudonimem. Nie chce jednak być ofiarą i dlatego w miejscowej bibliotece podpisuje swoje książki już jako ona, nie chowając się za warstwą ubrań czy „wizerunku ofiary”. Ale czy w ogóle możemy mówić o „typowym” zachowaniu ofiary?
Trauma nie znika wraz z wydaniem książki i do Roksany dochodzi, że nie rozliczyła się z matką, która najpewniej wiedziała o tym, co robił jej ojciec. Nie chce z nią jednak skonfrontować się sama. O pomoc prosi koleżankę z dzieciństwa – Adę, która wyjechała w podstawówce z Polski do Stanów i została znaną reporterką wojenną. Początkowe wątpliwości związane z byciem w ciąży szybko się ulatniają. Adzie brakuje adrenaliny, wojny i tematu, dla którego w dziesięć minut byłaby się w stanie spakować i zabrać ze sobą tylko niezbędne rzeczy.
„Rzeczy niezbędne” to kino kobiet, w którym jesteśmy świadkami starcia trzech, wyraźnych charakterów i postaw. To głos oddany kobietom – ich stanowczości i sprawczości, bo każda z bohaterek nie pozostawia biegu zdarzeń samemu sobie, każda z nich ma jasne ideały, które nią kierują, ale przede wszystkim – każda z nich jest „jakaś”. Z pewnością jest to zasługa aktorek, które swoje lekcje odrobiły lepiej niż dobrze. I o ile Katarzyna Warnke (Roksana) aż tak bardzo nie zaskakuje – obsadzono ją bardzo banalnie, znamy ją już przecież z podobnych ról, o tyle od Dagmary Dominczyk (Ada) ciężko odwrócić wzrok – fascynuje i hipnotyzuje swoim opanowaniem, spokojem oraz dziennikarską dociekliwością. W trzecim kącie tej historii mamy doskonałą Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik, której warsztat aktorski tym bardziej doceniamy, im mniej jej postać z biegiem filmu lubimy.
Niezwykłe jest to w jaki sposób te trzy kobiety rozgrywają tę sytuację, jak grają dostępnymi środkami, wyciągając to słoiki z przetworami, to sękacza czy zdjęcia z dzieciństwa, by przechylić wynik na swoją stronę lub by po prostu wygrać wojnę. Tylko co, jeśli najzagorzalszą wojnę, którą prowadzimy jest ta przeciwko samej sobie? Przeciwko swoim słabościom, lękom czy obsesjom. A co, jeśli żadne środki nie zadziałają? Jak daleko można się posunąć nim będzie za daleko?
To zgrabnie poprowadzony film, który potrafi zaintrygować, ale potrafi też sięgać po sztampowe rozwiązania. Należy docenić jednak świeże spojrzenie na sposób prowadzenia narracji, ale przede wszystkim Dagmarę Dominczyk, którą podziwiać mogliśmy ostatnio w takich filmach jak: „Córka” Maggie Gyllenhaal, „Priscilla” Sofii Coppoli czy „Dziewczyna Milllera” Jade Halley Bartlett oraz oczywiście w serialu „Sukcesja”. Jednak wydaje się, że to właśnie w polskich „Rzeczach niezbędnych” możemy podziwiać jej najbardziej wyrafinowany pokaz aktorstwa.
Kinga Majchrzak
fot. kadr z filmu „Rzeczy niezbędne”, materiały promocyjne dystrybutora