ROYALE Z SEREM | 30 LAT „PULP FICTION”

Prawdopodobnie, gdyby nie ten film, Kieślowski dostałby w 1994 roku Złotą Palmę w Cannes, a może nawet i Oscara – 21 maja mija dokładnie 30 lat od momentu, gdy kino zmieniło się nie do poznania za sprawą Quentina Tarantino i jego „Pulp Fiction”, a z każdym kolejnym jego filmem, zmienia się jeszcze bardziej.

Urodził się 27 marca 1963 roku w Knoxville, w stanie Tennessee jako syn amerykańskiego aktora oraz pielęgniarki. Choć z rodzicami nie łączyły go zbyt bliskie więzi, odziedziczył po nich miłość do kina już od najmłodszych lat. W późniejszym czasie zatrudnił się w wypożyczalni kaset wideo, gdzie konsumował filmy w ogromnej ilości, dzięki czemu wyrobił sobie swój indywidualny gust, a także doskonale wiedział jakie filmy chce robić. Swój pierwszy film zaczął kręcić na taśmie 16 mm – był to film „Urodziny mojego najlepszego przyjaciela”, jednak był to dla niego za duży wydatek – najpierw musiał zbierać na taśmę filmową, a później na jej wywołanie, w efekcie czego nigdy nie skończył tego filmu. Czekał wiele lat zanim w końcu udało mu się przekonać przemysł filmowy do uwierzenia w jego umiejętności. „Wściekłe psy”, według scenariusza i w reżyserii Tarantino, które ukazały się w 1992 roku były wielkim hitem i powiewem świeżości w szczególności w warstwie dialogowej. Od wtedy zaczęła się także wieloletnia współpraca Quentina Tarantino oraz polskiego operatora Andrzeja Sekuły, który wywarł ogromny wpływ na sposób robienia filmów przez Tarantino. Reżyser kazał Sekule obejrzeć wiele filmów, którymi chciał, żeby inspirował się w tworzeniu zdjęć. Polski operator przystał na to, mówiąc, że obejrzy jakikolwiek film z Quentinem, ale na jego zasadach, tzn. bez dźwięku.

Prawdziwym przełomem był jednak rok 1994, kiedy na Festiwalu w Cannes, publiczność po raz pierwszy obejrzała „Pulp Fiction” – dzieło kompletnie autorskie i inne niż wszystko co kiedykolwiek widziała. Wyróżniające w nim było wszystko – scenariusz podzielony na części, z pozoru przypominający pulpę literacką, narracja, muzyka, aktorstwo, estetyka… W zasadzie każdy jeden element filmu był nowatorski i każdy spodobał się publiczności. Tarantino strącił marzenia Krzysztofa Kieślowskiego o Złotej Palmie, a także o Oscarze, o które rywalizował z Tarantino ze swoim filmem „Czerwony”, będącym częścią trylogii „Trzy kolory”. Należy zaznaczyć, że 1994 rok był bardzo mocnym filmowo rokiem – to wtedy do kin weszli „Skazani na Shawshank”, „Forrest Gump”, „Leon zawodowiec”, „Wywiad z wampirem”, „Urodzeni mordercy” (według scenariusza Tarantino!), czy „Chungking Express”.

Co jest więc takiego w „Pulp Fiction” czego nie było przed nim nim (i po nim)? Z pewnością ciekawi bohaterowie, z których o każdym można powiedzieć, że jest pierwszoplanowym/ą – żona gangstera Mia Wallace (Uma Thurman) i opiekujący się nią Vincent Vega (John Travolta), który za nic w świecie nie może się do niej zbliżyć (a wiadomo jak takie zakazy się kończą), płatni mordercy Jules (Samuel L. Jackson) i wspomniany Vincent Vega, Pumpkin (Tim Roth) i Honey Bunny (Amanda Plummer), bokser Butch (Bruce Willis), który miał przegrać walkę, ale jej nie przegrał… Wątków w „Pulp Fiction” jest całe mnóstwo, a historie tam przedstawione są nam znane, choć zdekonstruowane na swój własny sposób, jednak z tej pulpy wyłania się spójna całość i jest nią estetyka w czysto tarantinowskim stylu.

Od momentu wejścia „Pulp Fiction” do kin, kariera Quentina Tarantino nabrała tylko rozpędu, jednak na jego własnych zasadach. Każdy z jego projektów musi powstać w zgodzie z nim samym, bez względu na to jak długo on zajmie, choć mówi się, że Tarantino pracuje obecnie nad swoim ostatnim filmem w karierze. Nie starajmy się trzymać go jednak za słowo.

Kinga Majchrzak

Zezwól na powiadomienia OK Nie, dziękuję