Przepis na międzykulturowe ciastko | recenzja „The Cake Dynasty”

Utrzymanie starej fabryki na rynku cukierniczym nie jest łatwym zadaniem. Dobrze wie o tym Niels Agger, właściciel własnego biznesu, który nie dość, że zmaga się z kryzysem finansowym i musi błyskawicznie wpaść na pomysł, który ocali rodzinną firmę, to jeszcze przeżywa życiowe załamanie, którego skutki mogą okazać się tragiczne.

Trudno jest jednoznacznie zakwalifikować film „The Cake Dynasty” do jednego gatunku filmowego. Choć wiele osób mogłoby uznać go za komedię, uważam, że porusza on wiele poważnych problemów, których rolę taka klasyfikacja mogłaby umniejszać. Niewątpliwie jednak pełen jest scen wzbudzających śmiech, ale także i obrzydzenie. Dobrze jest więc być przygotowanym na naprawdę specyficzną mieszankę. 

Christian Lollike w swoim filmie przedstawia historię człowieka w głębokim kryzysie, który wręcz rozpaczliwie próbuje pogodzić swoje własne przekonania i sposób bycia z oczekiwaniami rodziny i społeczeństwa. Jednocześnie zupełnie na nowo odkrywa siebie, zakochuje się i poznaje obcą mu dotychczas kulturę islamską, w której pokłada nadzieję na ocalenie podupadającej firmy. 

Cała historia jest opowiedziana w sposób, który określiłabym mianem abstrakcyjnego. Sytuacja, w jakiej znalazł się Niels oraz jego żona po pojawieniu się w ich życiu muzułmanki Zeinab  jest całkowicie oderwana od rzeczywistości i trudno jest wyobrazić sobie, by rzeczywiście mogła mieć miejsca. W tym nierealnym świecie jest jednak coś bardzo intensywnie prawdziwego, co przebija się przez maskę absurdu. Problemy rasizmu, otyłości czy nudy małżeńskiej są bowiem bardzo aktualne.

Bardzo trudno jest jednoznacznie ocenić ten film. Być może jego jedynym celem ma być wprawienie widzów w osłupienie i przeniesienie na chwilę do szalonego świata duńsko-arabskich ciastek, jednakże ciężko pozbyć się wrażenia, że chodzi w nim jednak o wiele więcej, a cała ta otoczka przykrywa dużo głębsze znaczenia.

Joanna Serzysko

Zezwól na powiadomienia OK Nie, dziękuję