Jestem festiwalowym freakiem | wywiad z Christopherem Hamptonem

Christopher Hampton to dramatopisarz, scenarzysta i reżyser z doświadczeniem zarówno teatralnym, jak i filmowym. Ma na swoim koncie m.in. dwa Oscary, trzy nagrody BAFTA i nagrodę specjalną Jury Festiwalu Filmowego w Cannes. W rozmowie z festiwalową redakcją opowiada o Festiwalu Mastercard OFF CAMERA, pracy nad swoimi najsłynniejszymi filmami i doświadczeniu teatralnym.

Hanna Gęba: Jak to jest być jurorem na Festiwalu Mastercard OFF CAMERA w Krakowie? To bardziej przyjemność czy odpowiedzialność?

Christopher Hampton: Oba – i przyjemność, i odpowiedzialność. Nie robiłbym tego, gdybym nie lubił. Bycie jurorem na festiwalu to dobry sposób na obejrzenie filmów, których normalnie by się nie obejrzało. Zwłaszcza jeśli mieszka się w Anglii, gdzie dystrybucja filmów nieanglojęzycznych jest bardzo słaba. Ale jury w festiwalu musi także dać nagrodę, dlatego ważne, aby być w tym wszystkim rozważnym. Jestem trochę takim festiwalowym świrem, bardzo często jestem jurorem. Uwielbiam to uczucie oglądania wielu zaskakujących filmów.

Czego szukasz w tych filmach? W Konkursie Głównym jest sporo tytułów. Każdy opowiada zupełnie odmienną historię. Czy jest coś konkretnego czego szukasz w tych filmach, czy po prostu czekasz aż Cię zaskoczą i oczarują?

Dokładnie tak. Szukam oryginalności, historii opowiedzianej w jakiś inny sposób, ale to jest naprawdę rzadkie. Filmy z Konkursu Głównego są z dziesięciu różnych krajów. Ciekawa jest możliwość zobaczenia innej kultury, sposobu myślenia reżyserów z różnych krajów.

Dobry film to taki, który przełamuje barierę kulturową. Paradoksalnie im bardziej lokalne są filmy, im bardziej specyficzne kulturowo, osadzone w konkretnym społecznym kontekście, tym bardziej uniwersalne mi się wydają. Oglądam je, bo jestem nimi szczerze zainteresowany. Chcę wiedzieć jak to jest być rybakiem w Iranie, czy siatkarką w Brazylii.

Kiedy jesteś jurorem na festiwalu często zauważasz powracające tematy, które są wspólne dla twórców z różnych krajów, którzy nie mają pojęcia o swoim istnieniu nawzajem. Dla przykładu, trzy albo cztery filmy z Festiwalu Mastercard OFF CAMERA opowiadają o siostrach. Wygląda na to, że ten temat siostrzeństwa jest teraz dla artystów ważny.

Jesteś scenarzystą z dwoma Oscarami na koncie. Dwa z Twoich najważniejszych dzieł to „Niebezpieczne związki” oraz „Całkowite zaćmienie”. Jak wspominasz pracę nad nimi? Jako scenarzysta pojawiałeś się na planie codziennie?

To zależy. Obydwa filmy, które wspomniałaś powstały na podstawie moich sztuk teatralnych. „Całkowite zaćmienie” napisałem, gdy miałem dwadzieścia jeden lat, to była jedna z moich pierwszych sztuk. Na początku wcale nie osiągnęła sukcesu, a nawet była porażką. Ja byłem z niej bardzo zadowolony, ale nie spodobała się gazetom. Byłem młody i strasznie zagubiony, ponieważ wiedziałem, że ta sztuka była lepsza od mojej pierwszej, która z kolei miała bardzo dobre recenzje. Miałem taką starszą agentkę, która powiedziała mi, że nie ma związku między jakością projektu a tym jak zostanie odebrany. Powiedziała, że myśli, że ta sztuka jeszcze zabłyśnie. I tak się stało – wystawiliśmy ją w Londynie po dwunastu latach i nagle osiągnęła sukces. Sporo czasu zajęło zebranie funduszy na film, ale ostatecznie pojawiła się Agnieszka [Holland, przyp. red.]. Na planie spędziłem jakiś czas, ale nie cały czas produkcji. Nawet zagrałem w tym filmie – pierwszy i ostatni raz, bo Leonardo DiCaprio powiedział Agnieszce, że powinna mnie obsadzić w konkretnej roli z jakiegoś powodu. Z „Niebezpiecznymi związkami” było inaczej – byłem współproducentem tego filmu. Na planie byłem codziennie. Byłem zaangażowany w casting, edycje, muzykę i wszystko.

Jak wspominałeś – poza karierą filmową masz spore doświadczenie teatralne. Która z tych przestrzeni jest teraz Twoją ulubioną? Teatralna scena czy plan filmowy?

Zawsze wolałem pisać filmy, ale gdy kończysz pisać film, doświadczenie jest okropne, dopóki go nie zrealizujesz a często nie możesz go zrealizować. To jest jakiś rodzaj długiego koszmaru. Pisanie sztuki jest dużo trudniejsze, ale gdy ją skończysz jest wspaniale. Piszesz ją, oddajesz teatrowi, teatr mówi, że ją zrealizuje, znajdujesz reżysera albo reżyserujesz ją sam. Czas prób jest bardzo, bardzo przyjemny. To są zupełnie różne doświadczenia z każdym medium.

Zdarza ci się używać tego teatralnego doświadczenia przy pracy nad filmem?

Trzeba być ostrożnym. Sztuka teatralna różni się bardzo od filmu. Przez pierwsze dziesięć lat kariery próbowałem zrozumieć na czym ta różnica polega. Z jakiegoś powodu sztuki teatralne mogłem pisać wcześnie, to przychodziło mi naturalnie, ale dziesięć lat zajęło mi zrozumienie jak pisać scenariusze filmowe i jakie były moje błędy.

Jedną z najważniejszych zasad jest dla mnie pisanie filmów jako filmy a nie sfilmowany teatr. Sfilmowany teatr jest sztuczny, człowiek zawsze to rozpozna. Film i teatr to zupełnie inne media, które rządzą się innymi prawami, o tym trzeba ciągle pamiętać. Lubię to, że mogę wybierać między nimi. Niedługo rozpoczynam próby mojej nowej sztuki, a może w następnym roku będę mógł zrobić parę filmów.

Zezwól na powiadomienia OK Nie, dziękuję