Oglądanie „Chłopów” w reżyserii DK Welchman i Hugh Welchmana można porównać do spaceru przez muzeum sztuki. Są takie obrazy, nad którymi przechodzimy pośpiesznie, bo nie ma w nich niczego szczególnego. Jednak są też takie, które nas tam zachwycają, które chcemy odtwarzać w pamięci wiele razy, dlatego zachłannie staramy się zapamiętać z tych scen jak najwięcej szczegółów.
„Chłopi” w przeciwieństwie do „Twojego Vincenta” zostali namalowani, choć nie musieli. Są bowiem takim dziełem, które broni się nie tylko formą, ale także fabułą. Nawiązania do obrazów w nim zawartych stanowią ciekawostkę, dopełnienie scen rozgrywających się w powieści Reymonta, ale nie są głównym powodem, dla którego film powstał. Z pewnością sposób opowiadania historii poprzez dzieła malarskie jest już znakiem rozpoznawczym Welchmanów. Może się to podobać lub nie, ale naprawdę robi wrażenie.
I to wrażenie potęgowane jest w „Chłopach” przez słowiańską otoczkę – zwyczaje, muzykę i estetykę, ucieleśniając wszystkie możliwe powody prowadzące do „chłopomanii”. Pełno w tej historii „zachłyśnięć się” ludowością – jest to pewne fatum wiszące nad każdym, kto podejmuje się opowiadania o polskiej wsi, ponieważ bardzo łatwo wypaść tam z obiektywizmu na rzecz nadmiernej sympatii. Przyznać jednak należy, że „Chłopi” rzeczywiście porywają do tańca, a biały śpiew przyprawia o ciarki, dlatego bardzo ciężko tutaj o dystans czy bezstronność.
To nie jest prosta i typowa historia miłosna – a może trzeba powiedzieć, że jest to zlepek wielu takich historii, które są powiązane i poplątane jak nitki babiego lata. Bohaterowie bywają dobrzy, pokazując, że bycie uczciwym i przyzwoitym to nie jest coś danego raz na zawsze. Ciężko w tej historii o bohatera, który zawsze zachowywał się szlachetnie, ale może to właśnie przybliża ich do nas. Są pewni gniewu, zawiści, zazdrości. Gromada, choć pragnie mówić jednym, prawym głosem ma sobie wiele do zarzucenia. Kieruje nią populistyczna wizja odpłaty, jeszcze gorsza niż ta w kodeksie Hammurabiego. Samosąd ma być okrutny, ma być nauczką, ale też odebraniem odpłaty za cierpienia, których się doświadczyło.
Uwagę na ekranie przyciągają Kamila Urzędowska (jako Jagna), Mirosław Baka (stary Boryna), Robert Gulaczyk (Antek) oraz Sonia Mietielica (Hanka). Stworzyli między sobą więzy, które czuć podczas seansu, ich emocje przedzierają się przez grube warstwy farby. Współodczuwa się z nimi, z każdym po kolei, wszystkie pory roku. Zastanawiające w doborze pozostałych aktorów jest jednak tylko jedno – dlaczego spośród tylu twarzy, twórcy zdecydowali się namalować te, które uwiecznione zostały już w i tak ogromnej ilości (Wieniawa, Musiał, Kożuchowska, Bohosiewicz) i dopadają nas w każdej reklamie. Trzeba przyznać, że aktorsko nie dodały nic specjalnego do genialnego pierwszego planu a czasami wręcz tylko zaburzały jego odbiór. Wybijały na chwilę z rytmu, powodując, że ciągłość historii została przerywana.
„Chłopi” zostali polskim kandydatem do Oscara. Liczymy, że porwą do tańca świat, ale może najważniejsza jest jednak lekcja, którą my sami, jako nasza gromada z nich wyciągniemy.
Kinga Majchrzak
Od teraz spotkasz nas też na Tik Toku!
@offcamerafestival