Czy życie da się pokochać? | recenzja „Love Life”

Drugiego maja o 11:00 na ekranach festiwalu Mastercard OFF CAMERA mogliśmy obejrzeć pierwszy z trzech pokazów japońskiego melodramatu „Love Life”, czyli wspaniałej opowieści o żałobie, stracie i ludziach, którym daleko do perfekcji.

Taeko (Fumino Kimura) i jej mąż, Jiro (Kento Nagayama), wiodą spokojne życie, mieszkając z synem Taeko, Keitą. Początkowo nastrój filmu można by uznać za wesoły i odświętny, gdyż urządzają przyjęcie z okazji 65. urodzin ojca Jiro, a także świętują zdobycie przez syna Keity lokalnego tytułu mistrzowskiego w Otello. Jednak ojcu Jiro trudno jest zaakceptować fakt, że jego syn poślubił rozwódkę z dzieckiem z poprzedniego małżeństwa.

Nagła tragedia, w wyniku której Keita umiera, rozpoczyna spiralę wydarzeń. Po pierwsze, biologiczny ojciec Keity, Park, nagle pojawia się na pogrzebie i Taeko ma ochotę zrobić wszystko, co w jej mocy, aby pomóc temu zmartwionemu, głuchoniememu, bezdomnemu Koreańczykowi. W tym samym czasie rodzice Jiro planują przeprowadzkę poza miasto i zaciągają syna do pomocy w transporcie rzeczy do ich nowej posiadłości. Podczas gdy Jiro dostaje szansę na ponowne połączenie się ze swoją byłą dziewczyną po przypadkowym spotkaniu na wsi, Taeko podejmuje wysiłek, aby pomóc Parkowi stanąć na nogi.

Jeśli tytuł może być instrukcją, to czasem nie tak łatwo się do niej zastosować, co wynika z filmu Kôji Fukady. „Love Life” to niewymownie tragiczny i bolesny dramat ludzki o skomplikowanych życiach. Film przeplata całkowite spustoszenie z suchą, niedopowiedzianą komedią oraz poczuciem emocjonalnego splątania i chaosu. Historia ponadto kompletnie zaskakuje nawet główną bohaterkę, a tym bardziej nas, widzów – całkowicie nieoczekiwaną sceną z dala od Japonii, w Korei Południowej. W ujęciu szekspirowskim mogłaby to być filmowa „gra problemowa”. 

„Love Life” to szczery, w dużej mierze pozbawiony humoru romans. Godne kreacje aktorskie i pewny, nieco powściągliwy styl idealnie pasują do samej opowieści. 

Jest to film, w którym łagodność i smutek współistnieją z dziwnym poczuciem absurdu, niedorzeczności i niesmacznych, nowych zwrotów akcji. Sceny dające nam do myślenia przeplatają się z takimi, kiedy na myślenie nie ma zbyt wiele czasu. Mimo to jest to bogaty, zróżnicowany posiłek filmowy.

Natalia Majchrzak

     

    Zezwól na powiadomienia OK Nie, dziękuję